Okiem trenera (36) – Ile możesz wiedzieć o sobie…?

Wszedłem do nich do pokoju hotelowego jakoś po 22:00, zobaczyć, czy szykują się do snu. Dwóch debiutantów na wyjazdach bez rodzica, jeden dziewięć, a drugi dziesięć lat. Twierdzili, że wszystko jest w porządku, ale widzę, że płakali. Telewizor wyłączony, tylko siedzą i panikują. Kilka słów pociechy, chociaż i tak będą musieli przetrwać ten stres żeby poczuć swoją siłę – taka cena. Długa droga, brak możliwości ucieczki, czekające wyzwanie, a tak mało lat na karku, zero punktów odniesienia. Ciężki wieczór, to na pewno, ale po prawdzie – niewiele możemy teraz na to poradzić. Jeszcze tylko doba…

Rano już lepiej. Wyspali się, przebrali, zobaczyli maty, pokopali w tarcze – jest gdzie wyładować emocje. Mina zmienia się na: „a może by tak jednak spuścić komuś łomot…?”.

Wreszcie walczą.

Starszy wygrywa pierwszą walkę z teoretycznie lepszym rywalem w ostatniej sekundzie, a więc chęć ucieczki do mamy została chyba gdzieś w hotelu, bo na pewno nie było jej pod koniec ostatniej rundy… Drugą walkę przegrywa, znowu płacz, pochylanie się nad wiaderkiem, ale po kilku minutach już przebija się uśmiech. Teraz moje słowa docierają – to były dobre zawody, walczyłeś, wygrałeś walkę, jak na debiut na zawodach super! Efektem jest nie tylko uśmiech i medal, ale też zapisanie się na obóz, kiedy wcześniej chłopak nie chciał, bał się integracji z grupą i samotnego wyjazdu. Młodszy wygrał nie tylko walkę, ale i całą drabinkę w swojej kategorii, stanął na pierwszym miejscu podium. Podobnie jak starszy – po tym początkowo stresującym wyjeździe wreszcie chce jechać na obóz. Stres na chwilę zmorzył, żeby po kilku dniach ustąpić i przetopić się w jakąś nową siłę. Tak się stawia kolejne kroki w sporcie wyczynowym – nigdy całkowicie bezstresowo.

Ale ryzyko zawsze istnieje, bo nie każdy czymś błyśnie podczas debiutu. Wtedy nie istnieje tak silny pozytywny punkt odniesienia jak w przypadku opisanych chłopaków, wygrać można wtedy inną postawą. Motywacją do jeszcze cięższej pracy, na którą musimy naprowadzać. Albo pojawi się coś na kształt niej i będzie konsekwentna, albo szybko jest po zawodniku.

Nie każdy przecież nadaje się do sportu wyczynowego, z tym że…

bez ryzyka i próby, ba – prób, skąd niby miałby to na pewno wiedzieć…? Dwójka opisanych chłopaków, gdyby miała wybór, wczoraj uciekłaby do mamy, a dwa dni później z własnej decyzji zapisują się na kolejne wydarzenia… Mogliby też się wypisać.

Innego interesuje głównie „życie towarzyskie” w klubie i nie traci dużej ilości czasu na stresowanie się – takich osób w każdym klubie jest dużo, też fajnie spędzają czas ze sportem wyczynowym. Nie wiemy na pewno, który wyjazd może przynieść jakiś przełom. Może czterdziesta szósta rozmowa da efekt? Może to dla klimatu dzieciak postanowi być lepszym, bo chce jeździć, a nie chce ciągle przegrywać – i z nie-sportowca stanie się sportowcem? Przegrywał, ale ma jakiś fundament – może wreszcie zechce wyciągnąć wnioski ze swoich doświadczeń i stanie się cud? Tu przychodzi mi na myśl m.in. jeden z wywiadów z mistrzem Jedutem z ITFu, który wspominał jak do pewnego wieku – dość zaawansowanego jak na dzisiejsze czasy – jego zawodnik „snuł się po sali”, by później zostać Mistrzem Świata… Tylko Ty sam możesz się tak naprawdę skreślić! Ja nie mogę skreślić Ciebie…

Dziecko może też „dojrzeć do wyjazdów/startów później”, niestety sport wyczynowy idzie w kierunku wczesnej specjalizacji, „później” może zabraknąć umiejętności i doświadczenia, nawet po to, by się startami pobawić i wyciągać z nich jakąkolwiek satysfakcję. W Polsce juniorzy wygrywają Mistrzostwo Polski seniorów w Taekwondo Olimpijskim i to nie raz.

Jest jak jest, więc obowiązkiem trenera, który chce zajmować się sportem wyczynowym musi być zbieranie z dzieciakami doświadczenia. Jeśli mają wygrywać na poważnych zawodach, nie ma drogi na skróty. Kilometry, stres i kasa. Po drodze silne, niewirtualne emocje, znajomości, a co za tym idzie masa fajnych wspomnień. Ci, którzy zostaną – sami się będą śmiać ze swojej młodzieńczej chęci ucieczki (o ile będą ją pamiętać), a Ci, którzy odejdą – przynajmniej spróbowali i walczyli, zapewne wyjdzie im z czymś innym, droga sportowa to przecież nie jedyna, a jedna z wielu dróg ciekawego życia.

Jedno jest pewne. Sport wyczynowy jest dla tych, dla których żyć bezstresowo to jednak trochę za mało… A ten stres i tak przecież gdzieś wyjdzie. Podobnie jak siła zdobyta na sportowej drodze.

Na zdjęciu koreańska kaligrafia z encyklopedii Taekwon-do, jest tam napisane: „Absolutna szczerość porusza niebiosa”.