Okiem trenera (33) „Szkolenie”
Już film Kubricka „Full Metal Jacket” z 1987 roku pięknie pokazał, że każdy człowiek – nawet taki z pacyfką przypiętą do ubrania – wrzucony w „odpowiednie” warunki może zmienić się w zabójcę. Tak jak wielu, byłem pod wrażeniem tego filmu, jasne, że „przegiętego artystycznie” – jak to u Kubricka, ale jednak dającego do myślenia nad praniem mózgu i czynienia z ludzi armii do wykonywania nawet najgorszych rozkazów. Automatów śmierci walczących pod szczytnymi hasłami. Ostatnio odświeżyłem sobie, zniesmaczony współczesnymi gniotami, dzieła mistrza i oczywiście skojarzyło mi się z robotą…
Jeden z żołnierzy w „FMJ” nosił znaczek pacyfistów, a także hełm z napisem… „Urodzony do zabijania”. W czasie pokoju powstają w nas szczytne idee, z nudów rozkminiamy sprawy wzdłuż i wszerz, przypinamy sobie naszywki i hasełka, ale dopiero rzeczywistość je weryfikuje. Nieraz brutalnie. Nie każdy jest gotowy ponieść karę za stronę, którą trzyma. Konfidenci, tchórze – z drugiej strony męczennicy za sprawę, bezwzględni żołnierze. W niektórych środowiskach sprawa jest czarno-biała i nie ma miejsca na słabość. W sporcie, jeśli chcesz być mistrzem, niestety bywa podobnie, chociaż oczywiście nie aż tak dosłownie jak w filmie, od którego wyszliśmy.
Kocioł, sytuacja kryzysowa – to pod te sytuacje są szkolone gwardie, czy to w biznesie, czy na wojnie. Wspólny mianownik jest jeden: człowiek-maszyna ma przetrzymać burzę i wygrać za wszelką cenę! Nie każdy się do tego nadaje…
Dla kogo nie ma miejsca? W kapitalizmie „w wydaniu wilków z Wall Street” i na wojnie? Jak zwykle – dla słabych. To co wycisnął Kubrick z Vincenta D’Onofrio grającego zagubionego szeregowego Leonarda Lawrence we wspomnianym „Full Metal Jackett” to mistrzostwo świata. Na szkolenie Marines trafia nieco tłusty małolat z ironicznym uśmieszkiem. Chyba nie wie, w co się pakuje. Korpus zmienia go w psychola, a niewinny uśmiech nigdy ma już nie powrócić na jego twarz… pozostaje tylko taki, który widzimy na zdjęciu niżej.
Oczywiście wielki film o wielkich sprawach może być także metaforą spraw mniejszych. Na przykład szkolenia dzieciaków w sportach walki. Miniaturka przesłania „Full Metal Jackett” może dotyczyć wszystkich z nas, którzy mamy jakąkolwiek władzę nad ludźmi.
Trafia do mnie dzieciak, któremu krzyczę na treningu: „padnij, powstań!”, a on posłusznie to robi. Jeśli mu powiem trzysta razy, by grał nieczysto i traktował sportowego rywala jak wroga i złymi emocjami nakręcił się na niego – zrobi to (albo będzie do tego dążył), lub odpadnie/zmieni barwy. Jeśli powiem trzysta razy, by szanował przeciwnika i walczył czysto, tak też zostanie wychowany, lub odpadnie/zmieni barwy, bo z szacunkiem mu nie po drodze…
Czego chcę? Zwycięstw. Ale i dobra, oczywiście… Jak każdy kto „w czasie pokoju” naszywa naszywki, rozkminia hasełka… Ale nieraz zostałem „wrzucony w kocioł” i kończyło się różnie. Zawody sportowe, rywalizacja o medale, o punkty, o kasę… Czy w każdych warunkach traktowałem człowieka jak człowieka, czy jednak stał się on na tę chwilę zaćmy mięsem armatnim, które nie ma prawa do chwili słabości? Bo, pamiętajmy, słabi giną – na wojnie, w biznesie i w walce o mistrzostwo… No i właśnie tutaj trzeba wrócić na ziemię i znaleźć kompromis między wychowywaniem, a sukcesem.
Chyba nie unikniemy w tym sporcie skrajnych emocji i elementów żołnierskiej dyscypliny. Sztuka polega na tym, aby z jednej strony zmieniać człowieka w maszynę do walki, a z drugiej go nie odhumanizować. I przede wszystkim nie odhumanizować siebie jako trenera. Kiedy już wyjdzie się z kotła, nadal na twarzy dzieciaka ma gościć normalny, dziecięcy uśmiech. Ale kiedy idzie po mistrza – dyscyplina i nieludzki wysiłek będzie konieczny…
Na szczęście TaekwonDO ma wiele narzędzi, by wychowywać… I z tego co widzę po różnych federacjach, zawodach – jest tu po prostu normalnie. Chyba dlatego dobrze się tu ćwiczy i działa.