Okiem trenera (18) Wzór na zniewieściałe czasy
Dziś krótko i na temat, w miesiącu urodzin jednego z najbardziej znanych trenerów walki (17 stycznia 1908 – 4 listopada 1985). Cus d’Amato – przysyłano do niego najtrudniejsze dzieciaki z nieciekawych dzielnic. Potrafił „ściągać z nich warstwy, które ukrywają ich potencjał”. Usłyszeli od niego wiele ciężkich słów, był szczery i wymagający, ale wychował wielu mistrzów. Tych dzieciaków charakteryzowało jednak to, że ZALEŻAŁO IM NA BOKSIE. Dzisiejsze czasy odznaczają się tym, że mało komu zależy, albo co najwyżej jest im wszystko jedno, ludzie lubią uciekać, gdy ktoś od nich czegoś wymaga, śmie głębiej wejść w ich rozkład dnia. A przecież sport wyczynowy, tym bardziej olimpijski, tego wymaga!
Z drugiej strony nie przesadzajmy, Tyson trafił się Cusowi dopiero na pięć ostatnich lat życia, kiedy trener z Nowego Jorku był już stary i siwy (co nie znaczy, że po drodze nie wychował wielu wybitnych fighterów). Czasem trzeba najwidoczniej czekać bardzo długo, mimo że serce boli, gdy widzisz jak na kolejny potencjał odpowiedzią jest OLEWANIE, lub FOCH.
Na szczęście życie jeszcze młode, a wiele talentów gotowych do poświęceń jest na sali. Nie ma co płakać nad tymi, którzy odpadają – trzeba cieszyć się z tych, którzy zostali.
Jeszcze mały komentarz do dzisiejszych czasów, w których ma być przede wszystkim „pozytywnie i wesoło”, niczym w jakimś „Kinder Parku”. Tyson tak wspominał swojego trenera: „Był śmiertelnie poważny. Na jego twarzy nie było ani jednego mięśnia odpowiedzialnego za uśmiech”. Może tak źle nie było, ale pamiętajmy, że bezstresowy, wesołkowaty, głupkowaty wręcz trening (a coraz więcej się tego wymyśla i próbuje sprzedać) niekoniecznie musi być najlepszy. Ma to tylko utrzymać rozkojarzone dziecko na sali, zazwyczaj dla pieniędzy, zamiast przesiewać i zostawić na niej tych, którzy mają tę odrobinę cierpliwości by wzrastać do tego, co im wyznaczysz. Owszem, pieniądze są ważne – nie chcę mydlić oczu, ale tylko ślepy nie zauważy, że jesteśmy współodpowiedzialni za tworzenie pokolenia „zdrowych kaleków” XXI wieku. Nie zamierzam się do tego przyczynić.
Linkuję dokument o Cusie i Tysonie, jeśli ktoś uważnie oglądał „Rockiego Balboę”, ale z równą uwagą słuchał wypowiedzi prawdziwego trenera Mike Tysona, wie już na kim Stallone oparł postać trenera Rocky’ego w szóstej części serii. Tyle, że gdy Cus zmarł, Tyson dużo bardziej się pogubił… Ale to już inna historia.
Spoczywaj w pokoju Panie Cus! Inspirujesz do dziś, nawet w tak dalekiej dla Ciebie dyscyplinie jaką jest Taekwondo.