Okiem trenera: Trening mentalny i rola trenera.
Jeszcze do niedawna pojęcie treningu mentalnego w sporcie nie istniało, a cały nacisk kładziono na sprawność fizyczną adepta. Zawodnik uczestniczył w treningach i sam musiał znaleźć w sobie motywację, nie wspierano go z różnych stron tak jak to ma miejsce dzisiaj, co najwyżej poprzez suplementację. Trenerzy szukali jednak kolejnych sposobów na wyprzedzenie konkurencji i odkryli, że niewykorzystane dotąd zasoby tkwią między innymi w sferze psychicznej zawodnika. To zrewolucjonizowało środowisko i poprawiło rekordy praktycznie we wszystkich dyscyplinach sportu.
Reifenscheider w swojej książce „Techniki trenowania umysłu. 400 ćwiczeń” pisał: Mózg funkcjonuje tak jak mięsień. Im bardziej jest wykorzystywany, tym staje się sprawniejszy. Szybko dostrzeżono jakie postępy robią zawodnicy korzystający z treningu umysłu, a zatem ciągle rośnie zapotrzebowanie na wiedzę w tym temacie. Nawet chcąc osiągać sukcesy w amatorskim sporcie trzeba mieć mocną psychikę, by wyprzedzić tych, którzy „walczą do końca” dla samej tylko satysfakcji – już tutaj poziom motywacji potrafi być bardzo duży, ludzie szukają dróg, aby „być kimś” i „coś osiągnąć”.
Robiąc wywiady do swojej książki „Historia Taekwondo w kilku rozmowach” (ciągle w trakcie pisania) rozmawiałem między innymi z Panem Dariuszem Nowickim, taekwondoką, psychologiem sportu, który był w tej roli na igrzyskach olimpijskich. Pytany o pionierów treningu mentalnego w polskim sporcie wspomniał o Pani Jadwidze Kłodeckiej-Różalskiej. Wprowadzała ona praktyki typu medytacja, trening relaksacyjny. Dariusz Nowicki był pierwszym (jak sam mówi), który proponował trening mentalny w sportach walki w naszym kraju. Właśnie temu poświęcił swoją pracę magisterską, którą zaczął pisać w 1984 roku, a rok później została obroniona. W 1987 roku została ona opublikowana w czołowym ówcześnie naukowym wydawnictwie zajmującym się sportem – „Sport wyczynowy”. Cała praca Dariusza Nowickiego od tego okresu po studiach związana jest z treningiem mentalnym sportowców. W Stanach Zjednoczonych opublikowano jego własną metodę na temat treningu mentalnego w sztukach walki, bo w ówczesnym czasie nie było jeszcze w Polsce zainteresowania na to, aby taką publikację wydać, nie było to jeszcze traktowane jako przyszłościowy kierunek wart uwagi.
Dzisiaj wartość płynącą z treningu głowy zna już prawie każdy. Nie każdego jednak stać na psychologa, więc trenerzy sami szukają wiedzy, by wykorzystywać chociaż podstawowe narzędzia psychologii sportu w pracy ze swoimi podopiecznymi. Kto tego nie robi (wraz z szeregiem innych aktualności) – skazany jest na pozostanie w tyle, lub na wykruszanie się zawiedzionych swoim wynikiem zawodników.
Zanim trening mentalny na stałe wszedł do świata sportu i zanim w ogóle sztuki walki na dobre stały się sportem wyczynowym, a nie wyłącznie sztuką i samoobroną, uprawiających je motywował kodeks charakterystyczny dla danej sztuki walki. Ciekawą pracą naukową m.in. na ten temat jest książka Wojciecha J. Cynarskiego „Recepcja i internalizacja etosu dalekowschodnich sztuk walki przez osoby ćwiczące” (wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, 2006). Tacy mistrzowie jak Masutatsu Ōyama (twórca Kyokushinkai) nawiązywali do etosu samurajów i hartowania ciała niczym wojownicy z dawnych czasów. Mistrz Oyama, jak wiemy z jego biografii, nie korzystał jeszcze z nowoczesnych systemów motywacyjnych, lecz zaszywał się gdzieś w górach studiując dzieła Musashiego Miyamoto i na tej podstawie hartował swój charakter, a następnie kształtował w ten sposób uczniów ze swojej szkoły. Stare metody wywodzące się z tradycyjnych sztuk walk miały zatem charakter bardziej mityczny, nie chodziło w nich tyle o sukces sportowy, co o stanie się twardym wojownikiem, który wyzbywa się strachu.
Wiele osób praktykujących sztuki walki w latach osiemdziesiątych (i później) motywowało się także filmami fabularnymi o tej tematyce i z nich czerpało inspiracje. Dzisiaj wszystko jest już konkretniej, precyzyjniej nazwane i podparte badaniami naukowymi.
W takich sztukach walki jak Taekwondo WT/Olimpijskie, ale coraz częściej także ITF celem pracy psychologicznej jest sukces sportowy, nie zaś zachowanie się w sytuacji stresowej poza matą zawodów. Te korzyści pojawiają się jakby przy okazji, lub są osobno trenowane w niektórych klubach. Większość trenerów i zawodników żyje sezonem startowym i na tym się skupia.
W tej pracy zajmiemy się tym, co trener powinien przekazać swoim zawodnikom jako podstawę treningu mentalnego w Taekwondo, a przede wszystkim jak sam powinien podchodzić do siebie, do grupy i kariery sportowej swoich zawodników. Będzie to zatem spojrzenie ogólne, bez wchodzenia w szczegóły pracy z jakimś konkretnym przypadkiem.
INDYWIDUALNE PODEJŚCIE
Jak wspomniałem – tylko bogatsze kluby sportów walki stać na korzystanie z pomocy psychologa sportu, trenerzy z mniejszych amatorskich sekcji sami starają się pracować nad głowami swoich podopiecznych. Zdano sobie sprawę, że wytrenowane ciało to tylko połowa sukcesu, gdyż musi nim zarządzać odpowiednio nastawiony umysł, a decyzję o wysiłku treningowym i karierze sportowej człowiek powinien podjąć świadomie w swojej wolnej woli, rozumiejąc sens i znając cel wieloletniego treningu.
Różne są charaktery, a zatem różni zawodnicy mają różną motywację do wygrywania, inne mocne oraz słabe strony, gdzie indziej dostrzegają bariery na drodze do zwycięstwa. Nie uda się rozwiązać konkretnego problemu jeśli całą grupę ćwiczących będziemy traktowali jednakowo. Nasuwa się tutaj znane stwierdzenie, że sport wyczynowy to głównie wygrywanie z samym sobą. I trener ma w takim zwycięstwie pomóc, czego nie może uczynić bez poznania psychiki i ograniczeń danego zawodnika.
Dobry szkoleniowiec powinien posiadać dar obserwacji zachowania swojej grupy i stawiać cele w ten sposób, by każdy podopieczny je rozumiał i przyjął w pełni jako swoje. Musi dotrzeć do zawodnika. Prócz stanowczości trener powinien zatem być wrażliwy na sytuację życiową i potrzeby uczniów. Nie znaczy to, by być miękkim, lub uległym, ale na pewnych etapach wyrozumiałym i szanującym niezależność każdej jednostki. To nastawienie buduje atmosferę w grupie, która nie jest już wtedy zbiorem przypadkowych osób, lecz staje się drużyną, która wie dokąd idzie i zna korzyści wynikające z regularnego pojawiania się na sali treningowej.
Taekwondo jest sportem indywidualnym, ale ćwiczonym w grupie i od nastawienia tej grupy, jej jakości i motywacji także zależy sukces pojedynczego zawodnika. Grupa złożona z jednostek, które wiedzą, że pracują na swój indywidualny sukces sama ciągnie się w górę, nakręca w dobrym kierunku i podwyższa codzienne tempo pracy na treningu. Dobrze jest, aby w tym wszystkim grupa po prostu lubiła swojego trenera.
By mieć dobrze zmotywowaną do pracy i osiągania sukcesu grupę nie wystarczy po prostu być na sali i pokazywać techniki, tak jak to było jeszcze trzydzieści lat temu, kiedy ludzie bardzo chcieli robić cokolwiek, bo po prostu nie było nic innego do roboty. Świat się zmienił i oferuje młodym niezliczoną ilość możliwości, która powoduje rozproszenie uwagi i pokusę ucieczki (od trudu) w coś innego. Ludzie częściej migrują i wielokrotnie przewartościowują swoje życie.
Jak powiedział mi pewien trener kickboxingu, który szkoleniem zajmuje się już od wczesnych lat dziewięćdziesiątych – kiedyś u niego na sali było 90% zawodników z chęciami do startów i 10% osób trenujących rekreacyjnie, dziś ma 10% zawodników i 90% trenujących rekreacyjnie, bądź okazyjnie startujących, takich których trzeba do startów namawiać. Takie procesy zachodzą również w innych sportach walki, co wnioskuję po licznych rozmowach z trenerami z całego kraju. W takich warunkach rola trenera, jeśli chodzi o motywację, trening mentalny i podejście psychologiczne, nabiera jeszcze większego znaczenia. Zanim zetkniemy się z problemami zawodnika na poziomie mistrzowskim, najpierw musimy w ogóle zmotywować dzieci do tego, by chciały być zawodnikami. Stworzyć wizję, którą zawodnicy (oraz – w przypadku młodzieży – ich rodzice) przyjmą jako swoją i pójdą za naszym planem. W wielu miejscach się to udaje i nawet te mniejsze kluby Taekwondo potrafią wystawiać liczne reprezentacje na turniejach, często jeżdżąc za własne pieniądze.
Kluczem w dzisiejszym szkoleniu jest, jak już wspomniałem, indywidualne podejście do zawodnika. Jeśli chcemy, aby z nami pozostał, musimy uwzględnić w procesie szkoleniowym jego potrzebę autonomicznego funkcjonowania. Zawodnik to nie jest robot, a człowiek z wolną wolą, który przejawia własną inicjatywę w różnych dziedzinach życia, ma także swoje przemyślenia dotyczące sportu. O ile z dzieckiem będziemy głównie komunikować się wydawaniem mu stanowczych poleceń, czym zawodnik starszy tym bardziej należy traktować go w kategorii partnera – siadać z nim „po godzinach” i omawiać kształt jego kariery, dłużej tłumaczyć ewentualne błędy – tak, by rozumiał, o co chodzi trenerowi i ciągle mu ufał, mimo stawania się osobą dorosłą z własnym zdaniem na szereg tematów i potrzebą jego wypowiadania.
Należy zatem uzgadniać z zawodnikiem przyszły kierunek działania tak, by obie strony go rozumiały i trzymać się konsekwentnie zaplanowanego działania. Wprowadzić jasne reguły i dyscyplinę, ale nie zapominać przy tym o takich kwestiach jak dobre relacje, czy zwykłe poczucie humoru. Stworzyć zrównoważone warunki, w których zarówno jest czas na ciężką pracę jak i na uśmiech, na radość ze sportowej drogi, pozytywne relacje z trenerem i współćwiczącymi.
Mówiąc w skrócie – w klubie powinien panować zarówno przyjazny jak i profesjonalny klimat. Zawodnikowi należy pomóc zbudować jego filozofię uczestniczenia w procesie szkoleniowym, aby nie pytał sam siebie „po co ja tu właściwie jestem?”. Jeden trener wybierze relacje wręcz koleżeńskie, drugi nie pozwala przekraczać pewnej granicy i trzyma dystans, różne są drogi, ale cel jest taki sam – stworzyć trwałą więź z zawodnikiem, zapewnić mu warunki, w których chce przekraczać swoje możliwości.
ROZWIJAJĄCY SIĘ TRENER
Nie wystarczy jednak dbać wyłącznie o grupę, trener musi zacząć od siebie. Aby zawodnicy chcieli iść za trenerem, powinna być to osoba kompetentna. Autorytet zapewniają nie tylko takie cechy charakteru jak stanowczość, konsekwencja, sprawiedliwość, dystans, charyzma itd., ale przede wszystkim rozwijanie własnych umiejętności i przyznawanie się do błędów (jeśli te były ewidentne). Trener powinien być pasjonatem tego, co robi, samemu kochać Taekwondo i musi to być po nim widać. Ziewający szkoleniowiec to ziewająca grupa. Jeśli trener żywiołowo reaguje podczas zajęć, większe są szanse na to, że grupa będzie bardziej pobudzona.
Istnieje wiele poziomów podnoszenia swoich kompetencji, zdobywanie kolejnych stopni mistrzowskich w Taekwondo, tytułów (instruktor, trener II klasy, trener I klasy…), zaliczanie szkoleń, seminariów i kursów, czy konsekwentne podpatrywanie trendów w naszej sztuce walki „na własną rękę” i nadążanie za tym, co dzieje się na najlepszym poziomie na świecie, a potem przekazywanie tego uczniom. Gdy uczniowie widzą, że rozwijają się wszyscy – wraz z ich trenerem – będą bardziej zmotywowani i będą ufali, że są pod ręką kogoś kto jest kilka kroków przed nimi, chociażby we wiedzy teoretycznej (w kwestii przygotowania fizycznego na pewnym etapie zawodnik przegania swojego trenera i jest to normalne).
Nie można mieć pretensji do zawodnika, że przegrał, jeśli samemu nie nadążamy za trendami szkoleniowymi w związku z czym źle tego zawodnika przygotowujemy. Pewność siebie uczniów budowana jest także na przekonaniu, że trenują podobnie jak najlepsi w ich dyscyplinie sportu. Trener nie może siąść na laurach, przejawiać postawy „kombatanta”, który sądzi, że wszystko już wie i wszystko już widział. Nie może tracić kontaktu z rzeczywistością i odcinać się od środowiska, widzieć zupełnie czegoś innego niż doświadczeni już zawodnicy, którzy podczas turniejów spotykają się z zawodnikami z innych klubów przez co łatwiej im będzie dostrzec zalety, ale i wady własnego szkoleniowca.
STRACH I REALISTYCZNE CELE
Młodemu sportowcowi należy szybko uświadomić, że strach, lęk przed startem jest czymś normalnym. Zdrowy psychicznie człowiek obawia się przyjąć mocny cios, lub przegrać rywalizację z drugim, jest to związane z naszymi naturalnymi oraz nabytymi (w wyniku myślenia o sobie, presji otoczenia, ambicji naszej i innych itd.) mechanizmami obronnymi. Dlatego odważnym będzie nie ten, który się nie boi, tylko ten, który ten strach kontroluje i tego uczy sport, tym bardziej sporty walki.
Zawodnik musi „wytrzymać ciśnienie”, mało tego, pod jego wpływem realizować założenia taktyczne. Uczy się tego najpierw podczas sparingu, potem podczas sparingu punktowanego i wreszcie na startach – z początku niskiej rangi. Trzymamy się tu najprostszej zasady, że jeśli zawodnik ma skutecznie walczyć musi dużo walczyć na treningach, czy na konsultacjach sparingowych z najlepszymi, aby mieć punkt odniesienia i uwierzyć w swoje możliwości/zdać sobie sprawę ile pracy przed nim, pozbywać się stresu. Nie istnieje droga na skróty, z pominięciem oswajania psychiki, a później taktyki walki podczas walk treningowych i sparowania z najlepszymi.
Każdy człowiek posiada potrzebę dowartościowania i to samo występuje w przypadku zawodnika uczestniczącego w rywalizacji sportowej. Należy tak zaplanować proces szkolenia, by sportowiec odczuwał satysfakcję ze swoich postępów, dostrzegał je. Przy tym powinien zachować motywację do osiągnięcia kolejnego sukcesu, a więc podwyższania sobie poprzeczki. Akcenty należy zatem rozłożyć tak, by był czas na docenianie tego, co udało się już osiągnąć (czasem będzie to zwykła technika, czasem sukces medalowy) oraz na dokładanie nowych umiejętności i wyzwań sportowych. Kiedy już zawodnikowi coś wychodzi, trzeba starać się, by od nowa wyszedł ze strefy komfortu i stale dostarczać mu nowych bodźców.
Przede wszystkim należy ustalić realistyczne cele osobiste dla danego zawodnika. Pozwala to na poczucie kontroli oraz odpowiedzialności za porażki jak i odniesione sukcesy. Przed osobą, która ewidentnie nie ma predyspozycji do bycia mistrzem nie tworzymy wizji, że z całą pewnością tym mistrzem szybko będzie (ten błąd często popełniają także ambitni rodzice), gdyż turnieje zweryfikują nasze błędy w motywacji i doprowadzą do zniechęcenia zawodnika, może nawet do porzucenia Taekwondo. Przed taką osobą stawiamy krótkoterminowe cele osobiste, aby metodą małych kroczków pokonywała osobiste ograniczenia i mimo wszystko rozwijała się. Dla jednego ucznia szybko celem stanie się zdobycie medalu, a dla drugiego takim celem może być na przykład przełamanie strachu przed startem, czy wprowadzenie konkretnej techniki w warunkach startowych i jeśli to się uda, obu zawodnikom powinniśmy gratulować – jednemu zdobycia medalu, drugiemu pokonania strachu, czy poprawienia koordynacji.
Dzisiaj do takich sportów jak Taekwondo przychodzą osoby z różną motywacją i sprawnością fizyczną (brak selekcji) stąd potrzeba indywidualnego podejścia stale się powiększa i rozwija o nowe problemy. Trener Taekwondo musi sam przeprowadzić sobie selekcję podopiecznych, z kim istnieje możliwość osiągania najwyższych trofeów, a kto pewnego poziomu nigdy nie przekroczy (mimo to może cieszyć się uprawianiem sportu i robić swoje postępy, co należy traktować jako sukcesy). Mimo wszystko głównym celem Taekwondo, jakby nie było tradycyjnej sztuki walki, powinno być wychowywanie i budowanie w ludziach mentalności zwycięzcy, co ma wspaniałe przełożenie na życie poza salą. W związku z tym na Dojang jest miejsce dla realizacji różnych celów, nie tylko tych najwyższej rangi.
Wygrana w zawodach nie zawsze oznacza zatem sukces. To osiągnięcie celu osobistego, ustalonego indywidualnie z trenerem, oznacza wygraną. Tym celem osobistym może być plan walki, założenia, które zawodnik ma realizować podczas turnieju. Jeśli nasz zawodnik przegra, ale starał się realizować to, czego od niego wymagaliśmy przed walką – należy pochwalić go i przypominać, że przeciwnik jest tym, na co zarówno ja jako trener jak i mój podopieczny nie mamy do końca wpływu. To dlatego, kiedy spotyka się dwóch perfekcyjnych zawodników jeden i tak musi przegrać – nie jesteśmy i nie będziemy w stanie przewidzieć wszystkiego i wpłynąć na wszystko, faktem jest także, że szczęście nie zawsze sprzyja lepszym, chociaż oczywiście lepszy szczęściu musi umieć pomóc.
Trener powinien wiedzieć, że na drodze w rozwoju sportowca pojawią się błędy i pomyłki. Stanowią one część szkolenia, a przez zawodników (i niestety także przez część trenerów) bywają od razu interpretowane jako porażki. Pewien margines błędu trzeba dopuścić, bo to się po prostu zdarza. Ważne, by zawodnik wiedział, że nic poważnego się nie stało (o ile uczciwie pracował na treningach) i ma próbować dalej, aby owe błędy eliminować (np. podczas kolejnego startu).
O wyniku wszak nie decyduje tylko mój plan na walkę, ale także plany i dyspozycja przeciwnika, czy nawet tak zwana dyspozycja dnia. Badaniami naukowymi nad progresem można przybliżać się do sukcesu, ale nigdy nie będą one ich gwarantem – na szczęście dla sportu. Zawodnik powinien zdawać sobie z tego sprawę.
Częstym powodem wypalenia jeszcze przed walką jest myślenie o przeciwniku: „a jeśli on jest lepszy?”, „ma wyższy pas (w przypadku dzieci)/większe sukcesy/ma lepsze warunki fizyczne” itp. Należy prowadzić zawodnika w tym kierunku, by skupił się na swojej pracy na macie, korzystał z technik ataku i kontrataku, które ćwiczyliśmy na treningach, by jego koncentracja była nastawiona na odpowiednie zachowanie się w konkretnej sytuacji podczas walki. W procesie szkolenia trzeba zwrócić uwagę na wyeliminowanie rozkojarzenia się przeciwnikiem, widzami wokół maty, dobiegającymi zewsząd okrzykami. Jeśli zawodnik będzie wiedział, co ma robić, bo to wielokrotnie przećwiczył (także w warunkach sparingu, startów kontrolnych), a także wytłumaczy sobie, że pewne myśli (przeciwnik, widownia) od razu ma eliminować ze swojej wyobraźni (siłą dyscypliny, podobnie jak dobry trening zrobiony podczas kiepskiego i leniwego dnia – „bo tak trzeba”), jego dialog wewnętrzny przed startem pójdzie w dobrym kierunku, pojawi się poczucie pewności i spokoju.
TRENING WYOBRAŻENIOWY
Wspomniałem o pozytywnym dialogu wewnętrznym, bez przejmowania się przeciwnikiem i bodźcami, na które nie ma wpływu zawodnik. Skuteczną metodą, która prowadzi do dobrego nastawienia przed startem jest trening wyobrażeniowy.
Jest to szerokie pojęcie, począwszy od obserwowania najlepszych i wyobrażaniu sobie siebie w tej elicie. Uczniowi Taekwondo pokazuje się walki, przykładowo, mistrzów olimpijskich, by mógł zaobserwować do jakiego poziomu dąży. Puszczałem dzieciom także udostępnione na YouTube treningi kadr narodowych, by zobaczyli jak tamci na Dojang dają z siebie wszystko, wykonują każde ćwiczenie z maksymalnym zaangażowaniem. Sugerowałem, by spróbowali wzbudzić w sobie taką chęć i energię, by ćwicząc po seansie (oraz na kolejnych zajęciach) mieli przed oczami najlepszych, starali się ich naśladować. Poziom motywacji, przynajmniej u niektórych, był ewidentnie wyższy.
Można również pokazywać idealne rozwiązania taktyczne w wykonaniu jakiegoś zawodnika i kazać uczniowi zobaczyć siebie w tej sytuacji z podobną reakcją na atak, który następnie ćwiczymy na sali.
Wreszcie, przed samym startem, wyciszyć zawodnika, przypomnieć mu cele, które ma do zrealizowania, tak by oczami wyobraźni zobaczył siebie jak zachowuje się w konkretnych sytuacjach, by zobaczył siebie jak daje radę i wygrywa. Zawodnik, który przed chwilą wyobraził sobie swoje wejście na matę, to że za chwilę będzie stał oko w oko z rywalem i będzie musiał zachować się w taki, czy inny sposób, jest bardziej skoncentrowany na celu niż sportowiec sprawiający wrażenie zaskoczonego tym, że znalazł się na polu walki i co za tym idzie nie w pełni skoncentrowany. Takie treningi wyobrażeniowe można zawodnikowi rozpisać i kazać stosować, np. codziennie przez 15 minut po treningu, czy przed zaśnięciem.
Siatkarz Karol Bielecki, reprezentant Polski, uczestnik igrzysk olimpijskich tak wypowiedział się o treningu wyobrażeniowym w filmie „110%”: Jeżeli czegoś takiego nie przeprowadzisz w głowie to później okazuje się, że wchodzi się na parkiet osobą nieprzygotowaną i zagubioną. Także jest to, wydaje mi się, bardzo ważne, żeby rozgrywać już te mecze dużo, dużo wcześniej w głowie, a później efekty są już na boisku.
Po wyobrażeniu sobie siebie podczas walki, dobrze jest poprzedzić wyjście na nią ulubionymi rytuałami przedstartowymi. Jeden woli się wyciszyć, drugi wręcz przeciwnie – pobudzić swoją motywację na przykład poprzez słuchanie odpowiedniej muzyki podczas rozgrzewki. Komuś jest potrzebna indywidualna rozmowa z trenerem, a drugi już od kilku dni jest skoncentrowany na zadaniach, które go czekają.
Wyobrażenia zawodnika należy skierować w optymistyczną stronę jak najszybciej ponieważ jego wyobraźnią postara się zapanować strach przed porażką. Niektórzy, jak wspomniałem wcześniej, boją się przyjąć mocny cios, ale to jeszcze nic przy wyniszczających myślach typu: „co powiedzą koledzy z klubu?”, „co powie trener/ambitny tata, jeśli przegram walkę, a tym bardziej jeśli zostanę w niej ośmieszony?” (np. wynikiem 0:20)? Taka myśl potrafi zakorzenić się w zawodniku na tyle, że nie tylko zaczyna on rozwijać w sobie ten pesymistyczny scenariusz, ale zamiast myśleć jak wygrać, zastanawia się w jaki sposób zachować się, gdy już przegra. Co powiedzieć kolegom, rodzicom, trenerowi.
NAKRĘCANIE NEGATYWNYCH MYŚLI JAKO POWÓD PRZEGRYWANIA JUŻ PRZED STARTEM
Większą część przeszkód i barier na drodze do wygranej zawodnik buduje sobie sam w swojej psychice, przegrywa sam ze sobą. Niektórzy przegrani generują wymówki w stylu: boli mnie, sędzia mnie oszukał, miałem wadliwy sprzęt, nie dałem z siebie (z jakiegoś powodu) 100%, nie wyspałem się itd.
Niektórzy też odrzucają sukces, myśląc na zasadzie: nie chcę wygrać, bo potem będzie się tego ode mnie wymagać. Mimo możliwości fizycznych, nie mają mentalności zwycięzcy i wolą pozostać z boku.
Spotkałem się też z młodym zawodnikiem, który bał się zadać komuś ból, a mimo to chciał i nadal chce brać udział w rywalizacji sportowej. Chcą uprawiać Taekwondo, ale nie wszystko mają poukładane w głowie, sprzeczne ze sobą myśli i zachowania nie występują przecież wyłącznie w świecie sportu – są powodem wizyt u normalnego psychologa. Bywamy skomplikowani i czasem sami nie wiemy czego chcemy.
Rolą trenera jest odkrywać takie i inne bariery budowane w umysłach podopiecznych i za pomocą argumentów je eliminować, zamieniać w pozytywne myślenie. Jest to proces równie długotrwały jak budowanie formy fizycznej i niejednokrotnie musi trwać przez cały czas kariery zawodniczej. Często dobre nastawienie trzeba w zawodniku stale odbudowywać, na podobnej zasadzie jak siłę, czy wytrzymałość. Przede wszystkim należy o tym rozmawiać, dać zawodnikowi znać, że robi błędy nie tylko w ćwiczeniach fizycznych, ale także w myśleniu o swoich startach.
Osobiste lęki oraz oszukiwanie samego siebie są w stanie na tyle opętać człowieka, że stają się one dla niego paraliżującą prawdą, która wraca jak bumerang w różnych okresach cyklu startowego. Co ważne – trener (lub rodzic) również może być winowajcą narastania tych lęków. Lęk przed porażką może być spowodowany stawianiem zawodnikowi zbyt wysokich celów, uczenia go uprawiania Taekwondo wyłącznie dla nagród, nie zaś dla osobistej satysfakcji. Może to być także zbyt duża presja wisząca nad zawodnikiem, który walcząc na macie będzie myślał głównie o tym, czy nie okrzyczy go trener (lub, głównie w przypadku młodzieży – rodzic). Jeśli boi się okrzyczenia przez trenera, lub rodziców może tworzyć wymówki typu kontuzja itd., które w jego oczach mają usprawiedliwić go przed nadciągającą krytyką. Woli symulować niż wziąć na barki wdrażanie ustalonej taktyki, albo ciężko pracować w okresie przygotowawczym.
Czasem jest to zatem spowodowane zbytnią presją ze strony trenera, czy rodziców, ale może być także wynikiem obijania się na treningach. Jeśli zawodnikowi przed startem sumienie wyrzuca, że okres przygotowawczy przepracował na 50, a nie na 100% również szuka sposobu wytłumaczenia się w oczach innych, a czasem nawet przed samym sobą: „nie mogłem pokazać na co mnie stać, bo boli mnie noga”. Pierwszy stopień motywacji należy zatem wprowadzić już w podejściu do pojedynczej jednostki treningowej: jeśli nie dasz z siebie wszystkiego, będziesz się źle odżywiał i ogólnie źle się prowadził, o sukces będzie dużo trudniej, bo konkurencja do medalu nie śpi i nie obija się tak jak ty.
Kolejnym sposobem na trening wyobrażeniowy jest wyobrażanie sobie siebie w sytuacji, która już miała miejsce. Zawodnik powinien przypominać sobie momenty, w których czuł się pewnie, w których udało się wygrać walkę, kiedy stał na podium z medalem. Moje zawodniczki, które zdobyły tytuły Mistrzyni Polski kadetek (jedna w PZTO, druga w PUT) przed kolejnymi zawodami od nowa stresują się tymi samymi rywalkami. Polecam im przypomnieć sobie zawody, w których z nimi już wygrały i podkreślić, że dużo większy stres jest teraz po drugiej stronie maty. Taki trening wyobrażeniowy można stosować na przykład codziennie w tygodniu poprzedzającym zawody i przed samym startem. „Ostatni raz byłam tu jako zwycięzca i wyjadę jako obrońca tytułu i mam ku takiemu myśleniu podstawy”.
WSTAWAĆ RANO I MIEĆ CEL PRZED OCZAMI
Mamy zatem indywidualne cele i wyobrażanie sobie jak ten cel się spełnia. Jedną ze znanych metod ogarnięcia swoich celów jest ich zapisywanie, prowadzenie dziennika treningowego.
Można w tym celu użyć zwykłego kalendarza w formacie książkowym. Na głównym kalendarzu zapisujemy swoje cele na nadchodzący rok, lub na krótszy okres czasu. Można dopisać sobie wyjaśnienie dlaczego muszę działać krok po kroku akurat w ten sposób. Na kartce przeznaczonej na dany dzień notujemy zaś wszystko, co robiliśmy podczas danej jednostki treningowej i na przykład wagę (zawodnicy badają dla trenerów także swoje tętno itd.).
Taki kalendarz pozwala na przejrzystość naszych działań, prowadzenia się, możemy w dowolnym momencie cofnąć się do początku drogi jaką obraliśmy na dany sezon i dostrzec, że cel jest efektem większej układanki. Zapisywanie wymusi na nas także zrozumienie potrzeby robienia tego, czego nie lubimy robić na treningach, a jest niezbędne – każdy ma w swojej dyscyplinie sportu elementy, nad którymi lubi pracować i tą część większej układanki na drodze do sukcesu, która mu nie leży jeśli chodzi o przyjemność wynoszoną z zajęć. Wielu te dzienniki treningowe kolekcjonuje i wraca do zapisków nawet o kilka lat wstecz, by poczuć satysfakcję z tego ile zostało już zrobione, bądź sprawdzić jak tego dokonałem (spotkałem się już z kilkoma trenerami-byłymi zawodnikami, którzy na seminariach o tym opowiadali). Jeśli jakiegoś celu na tej drodze nie udało się osiągnąć – trudno, ale przy okazji zyskałem bardzo wiele, co teraz przyda mi się do nowego startu – zyskałem doświadczenie. Mogę też w ten sposób analizować, co mogło pójść nie tak.
Nawet prowadząc dzienniczek trener jak i zawodnik musi jednak wziąć pod uwagę „niespodziewane” i szybko na nie reagować, radykalny przykład z pandemią COVID-19 sam się tu nasuwa, ale może to być także kontuzja, inne dłuższe choroby, czy nagła potrzeba mobilizacji w pracy, lub na uczelni (aczkolwiek takie okresy często też można wcześniej przewidzieć). Cele zapisywane w dzienniczku powinny być oczywiście ustalone z trenerem, ponieważ muszą to być cele realne.
Monitorowanie swojej drogi może prowadzić do pewności siebie. Może, ale nie musi – zależy to od sposobu w jaki zawodnik sam będzie myślał o sobie. Czy skupi się na tym, co się ewentualnie nie udało, czy dostrzeże plusy, prócz tych ewidentnych, nawet poszuka ich tam, gdzie celu medalowego nie udało się zrealizować. „Nie udało się, ale próbowałem, pracowałem, spróbuję jeszcze raz, może nie do wszystkiego podszedłem na 100% – w nadchodzącym sezonie podkręcę tempo” itp.
Najważniejsze cele z kalendarza/dzienniczka można także wypisać sobie na kartkach i wywiesić w takim miejscu swojego pokoju, na który często patrzę, lub widzę je tuż po przebudzeniu. Sportowiec najbardziej potrzebuje samodyscypliny, musi wiedzieć, że podnosi się z łóżka między innymi po to, aby pracować na swój sukces sportowy. Hasło z celem, np. „Mistrz Polski” taekwondeka może ustawić sobie np. jako tapetę w telefonie, by przypominało mu, że do celu zbliża się, lub oddala się od niego, 24 godziny na dobę. Jeśli akurat zbija wagę, a idzie ze znajomymi „na miasto”, musi pamiętać, że to, co im wolno jeść, niekoniecznie wpływa korzystnie na jego cel sportowy. Zawodnicy eksponują w swoich mieszkaniach zdobycze medalowe, które też przypominają im „że potrafią” i jaką drogę już przebyli. Niektórzy też wieszają sobie w ramki zdjęcia z podium, czy ustawiają je jako zdjęcia profilowe na portalach społecznościowych. Są tacy, którzy prowadzą video-blogi z przygotowań. Jeśli zawodnik chce być mistrzem – musi żyć jak mistrz. Nawet w amatorskim sporcie. Taekwondo i on powinni stanowić jedną całość.
Utożsamianie się z Taekwondo 24 godziny na dobę sprawi, że kolejne cele staną się bliższe sercu zawodnika, staną się częścią jego wizerunku, tożsamości i łatwiej będzie o nie walczyć. Prócz trudu i wyrzeczeń, ma to także społeczne plusy – zawodnik staje się w oczach rówieśników (nawet jeśli o tym nie mówią) „jakiś”, kojarzony jest z pasją, siłą i sukcesem, a nie z błądzeniem we mgle, co stało się dużym problemem – wraz z np. otyłością – w dzisiejszych czasach. Warto uświadamiać podopiecznych, że sport daje im też takie wizerunkowe korzyści, co może pozytywnie wpłynąć na ich motywację. Nasi młodzi zawodnicy z KS Centuria (12 lat) dawali wywiady do lokalnego radia, czy telewizji, ich zdjęcia z podium ukazywały się w lokalnej prasie, zostawali „sportowcem roku” w swojej szkole podstawowej, Mistrzyni Polski otrzymuje stypendium od Miasta Toruń – na tym wszystkim budujemy w nich przekonanie, że są kimś wyjątkowym (bo owszem są, ale sportowcom czasem to powszechnieje i nie dostrzegają efektów swojej pracy, są stale niezadowoleni – droga do sukcesu nie powinna przecież przypominać stanu depresji). Kiedy dwie nastolatki z mojego klubu zmieniały szkołę z podstawowej na średnią w momencie poznawania się z resztą klasy od razu wyciągały swoje sukcesy sportowe jako część swojej tożsamości.
TRZYMANIE Z TYMI, KTÓRZY CHCĄ OSIAGNĄĆ SUKCES
W amatorskim sporcie nie tak łatwo o całą salę zmotywowanych zawodników, gotowych na całkowite poświęcenie się dla Taekwondo. Raczej mamy do czynienia z „perełkami”, które wyróżniają się na tle grupy. Motywując nowych zawodników warto polecić im, aby trzymali się na sali (a jeśli to możliwe także poza nią) i trenowali głównie z najlepszymi.
Jeden z trenerów kadry narodowej Taekwondo Olimpijskiego opowiadał mi o wrażeniach z obozu w Korei Południowej ponad dziesięć lat temu. Na jednym z treningów kazano im dobrać się w pary i stanąć po dwóch stronach worka treningowego. Mieli kopać technikę dollyo chagi raz jeden raz drugi – jak najszybciej. Osoba, która mi to opowiadała należała do lekkich, szybkich zawodników. Dobrano ją z Mistrzem Świata z Korei. Koreańczyk po chwili zażądał zmiany partnera, bo Polak był dla niego za wolny. Powiedział, że nie może zrobić treningu tak jakby chciał i chce do pary innego, najlepszego na Dojang Koreańczyka. Wielu dobrych zawodników na poziomie polskich klubów nie robi wszystkich treningów na 100%, bo dobiera się w parę z partnerem, którego lubi, a nie z którym może najmocniej popracować. Nie ma problemu, kiedy treningowi rywale przy okazji się lubią, ale muszą przede wszystkim motywować i podkręcać siebie nawzajem. Na seminariach, obozach, konsultacjach także szukać najlepszych partnerów, nie najgorszych, na tle których łatwo błyszczeć. To błyszczenie nie będzie miało dobrego przełożenia na walkę z najlepszymi na zawodach.
Na tym samym obozie w Korei Południowej trener kazał Koreańczykom, którym jego zdaniem nienajlepiej poszło na sparingu z Europejczykiem, stać w pozycji do pompki i bił ich kijem, nie tylko po plecach, ale także po głowie. To tak a propos azjatyckich sposobów na trening mentalny, który oczywiście nie będzie naśladowany w Europie XXI wieku. Dorośli zawodnicy płakali przy tym jak bobry. Możliwości wynikające z ogromnej liczby chętnych do uprawiania koreańskiego sportu narodowego powodują, że Koreańczycy nie muszą z zawodnikiem obchodzić się niczym z jajkiem, jak to bywa w Europie. Tam wszyscy wiedzą, że na ich miejsce jest wielu innych-chętnych. U nas jeszcze nie jest tak dobrze, przynajmniej na poziomie seniora.
W 2020 roku na platformie Netflix pojawił się nowy serial dokumentalny „Ostatni Taniec” o mistrzowskiej drużynie NBA Chicago Bulls z Michaelem Jordanem na czele. Ten serial powinno się puszczać młodym sportowcom niezależnie od uprawianej dyscypliny. Już w pierwszym odcinku Jordan opowiadał o wyborze stojącym przed młodym zawodnikiem. Gdy był nowy w zespole, wtedy jeszcze przeciętnym, podczas jednego z wyjazdów szukał w hotelu kolegów. Pukał od drzwi do drzwi, aż wreszcie mu otworzyli. W jednym z pokoi siedziała cała drużyna „Byków” prócz niego. Jak mówił w „Ostatnim Tańcu” – w tym pokoju było wiele rzeczy, których nie widział dotychczas, posypane kreski kokainy, marihuana, kobiety do towarzystwa. Zamiast dołączyć i poddać się presji drużyny, odwrócił się i wyszedł. Już wtedy był mądry i pomyślał, że jeśli policja zrobi nalot, on także będzie winny. Od tego momentu był sam, chodził w zespole własnymi ścieżkami. Nie było to łatwe, być z boku, ale Michael Jordan wiedział czego chce. Sukcesu, a nie imprez z kolegami. To dobry przykład do opowiadania grupie, kiedy chcemy zakorzenić w niej świadomość celu i tego, co w jego osiągnięciu pomaga i przeszkadza. Trzeba mieć charakter, by pójść pod wiatr grupie, kiedy ta chce zwolnić i pociągnąć cię za sobą na dno.
SPORT WYCZYNOWY JAKO CZĘŚĆ WIĘKSZEJ CAŁOŚCI
Osobiście nie uważam Taekwondo jedynie za sport wyczynowy, a uprawiania go nie traktuję jako (tylko) jedną z wielu dróg kariery sportowej, lecz jako sztukę walki i to podejście odgrywa dużą rolę w kształtowaniu zawodników w moim klubie (KS Centuria Toruń), również mając wpływ na przygotowanie mentalne.
Słowo „Do” oznacza drogę, a więc ćwicząc Taekwon-DO (oddzielenie myślnikiem „drogi” od „kopnięć i uderzeń”, czyli od „Tae Kwon” występuje w zapisie Taekwon-do ITF generała Choi Hong Hi, ale w odmianie WT powinno być równie ważne) mimo wszystko uczeń powinien traktować karierę sportową jedynie jako fragment drogi, część, na której skupi się jedynie przez pewien okres czasu. Gdy przestanie startować, a nie zostanie trenerem, nadal jest dla niego miejsce na sali i w Taekwondo. W strukturę tej sztuki walki wchodzą przecież układy formalne, rozbicia, samoobrona, można rozwijać swoje Taekwondo przez cały czas i to w różnych kierunkach, wzmacniając jego pozycję w środowisku sztuk walki, a samemu pozostając zdrowym i sprawnym.
Jeśli uczysz oprócz technik przydatnych do walki sportowej szacunku do etykiety, wartości „drogi”, wychowawczej roli Taekwondo, szacunku do doboku (stroju do Taekwondo) itd., istnieje duża szansa, że uczeń zyska szersze spojrzenie na sport i dostrzeże w nim także sztukę walki, która zyska na wartości w jego własnych oczach. Owszem, w okresie kariery sportowej zawodnik powinien skupić się przede wszystkim na kształtowaniu tego, co niezbędne do rywalizacji sportowej i elementy sztuki pozostaną nieco w cieniu, ale jednak dobrze, gdy nie są całkowicie porzucone, jak to ma – niestety – coraz częściej miejsce.
To nieprawda, że nie znajdzie się chociaż 20 minut po którymś treningu wyczynowym na zajęcie się innymi elementami Taekwondo niż czysty sport. Taekwondo w odmianie WTF/WT od zawsze skupiało się głównie na sporcie, ale porzucanie etykiety, zastępowanie tradycyjnych nazw nazwami lokalnymi, czy angielskimi, pomijanie kwestii ukłonu przy wejściu na Dojang (i samej nazwy Dojang jako znacznie szerszej definicji zwykłej sali gimnastycznej) itd. prowadzi moim zdaniem do utraty tego ducha, który sam przez siebie wzmacniał mentalność ćwiczących, uczył ich szacunku oraz potrzeby zachowywania się w odpowiedni sposób w różnych sytuacjach. Uczeń miał szansę widzieć siebie w Taekwondo w dłuższej perspektywie czasu – w perspektywie trenowania przez całe życie.
Jeśli uda się nam, trenerom, zarazić ucznia całościowym, pełnym podejściem do Taekwondo, swojej obecności w nim nie będzie on uzależniał jedynie od wyniku sportowego. Będzie tu miejsce również dla takich, którzy nie rokują jako przyszli mistrzowie, lecz są z nami, startują, doskonalą się i ciągle odnajdują sens w swojej obecności na sali.
Nowoczesny sport, robienie wyniku, nowe metody podparte badaniami są zatem jak najbardziej w porządku, ale nie powinno wiązać się to z porzuceniem tradycji i etykiety Taekwondo. Połączenie jednego z drugim może dać nam taekwondekę pracowitego, ale i pokornego, który wie, że w razie niepowodzeń (czy wręcz przeciwnie – sukcesów sportowych) nie powinien zachowywać się jak rozpieszczona gwiazda sportu, bo w sztukach walki nie ma na to miejsca i nie o to w nich chodzi.
W moim klubie, mimo, iż ćwiczymy metodami wprowadzanymi przez najlepszych (śledzimy trendy), szlifujemy formę pod zawody sportowe, większość zajęć jest w dobokach, uczniowie – od nowicjusza po medalistę – muszą robić ukłon przed wejściem i po wyjściu z Dojang itd. Praca typowo sportowa odbywa się w tradycyjnym opakowaniu, bez przesadzania z „luzem” („byle wynik się zgadzał”, a rozpieszczony gwiazdor chciał do nas w ogóle przychodzić). Przy okazji zawodnicy uczą się swojego miejsca w szeregu. Tego, że to nie ich zachcianki są tu najważniejsze, a dobry wynik nie zwalnia ich z szacunku do trenera, początkujących i etykiety, a także ogólnie do Taekwondo. Mówiąc konkretnie – czasem warto zaryzykować, że zawodnik obrazi się i odejdzie, ale wymuszać na nim odpowiednie podejście do sztuki walki.
Prócz osiągania wyników uczniowie powinni zatem odpowiednio się zachowywać – w tym na macie i poza nią podczas turniejów. W „drodze” sportu idzie o dużo więcej niż tylko o sport (Forster, 1983). W „tworzeniu zawodnika” warto łączyć podejście Zachodnie z tym, co wartościowe w podejściu Dalekowschodnim, co – przy wychowywaniu tak zawodnika od dziecka – może spowodować, że będzie on mniej chimeryczny, a o sukces typowo sportowy będzie jeszcze łatwiej, podobnie jak o pokonywanie kryzysów („w Twojej drodze nie chodzi tylko o wynik, a o samo bycie na drodze, wynik robimy przy okazji”).
Tu powraca rola trenera, który swoim przykładem powinien uczyć szacunku do etykiety Dojang i dbać nie tylko o formę typowo sportową w swoim klubie.
EMOCJE
Wszystko to, co opisałem pięknie brzmi w teorii, ale podczas cyklu treningowego, a tym bardziej startowego pojawiają się skrajne emocje, które potrafią wszystko zburzyć.
Trener, tak jak i zawodnik, bywa wyczerpany, a w zmęczeniu łatwiej o popełnianie błędów. Sam także uczę się na swoich błędach, zdarzało mi się przeczyć samemu sobie, lub obrazić się na młodego zawodnika, który na macie robił wszystko na opak. To też sztuka, którą musi opanować trener – czasem trzeba przyznać się do błędu i w ten sposób odzyskać zaufanie zawodnika i zmienić kurs własnego zachowania.
Jesteśmy tylko ludźmi – i my i zawodnicy – nie ma czego się wstydzić i upierać we własnej nieomylności. Musimy jednak pracować świadomie – zarówno nad fizyczną jak i psychiczną stroną sportu wyczynowego, uczyć się kontrolować emocje i pamiętać, że nie na wszystko mamy wpływ. Jedno bez drugiego nie istnieje.
Na koniec dziękuję, że przeczytaliście ten tekst i zapraszam na treningi przy Szosie Chełmińskiej 53 w Toruniu.
Łukasz Sadowski/Centuria Toruń