Okiem trenera (23) Pułapka mówienia: „Skoro nie chce to go nie zmuszam”
Chłopak miał kompleks (i ma dalej, a mógł kiedyś nie mieć…). Kilka razy chciał odejść, w końcu udało mi się wymusić na nim (w prywatnej rozmowie przy mamie) „czemu” (widziałem bowiem, że pracuje na zajęciach z zaangażowaniem i uśmiechem). „Bo czuję się gorszy od reszty, tamten robi to dobrze, a ja źle”. Miał dobre warunki fizyczne, a co do techniki to w jednym był lepszy, w drugim faktycznie gorszy – za to lepsze był chwalony, a na opanowanie drugiego potrzebował (jak wszyscy) czasu. Standard. Rozmawiam z nim o tym, badając czy to prawdziwy powód, a mama się wtrąca machając z zażenowaniem ręką przed twarzą, że „on w szkole też taki” itd., a po krótkim czasie… wypisuje go z klubu. Dzieciak wygrał, czy wychowawcy (rodzina, klub sportowy)? Wygląda na to, że dzieciak, który zaraz wróci do wirtualnej rzeczywistości. I teraz pytanie: czy „nie będę go zmuszać” jest tu spełnieniem obowiązku rodzicielskiego? Mam poważne wątpliwości (chociaż nie twierdzę, że to łatwy czas).
Rodzic (i to słyszę co jakiś czas) „nie będzie go zmuszać”. No kurde… czegoś tu nie rozumiem…
Skoro w szkole, w klubie (wśród ludzi) jest taki zakompleksiony, gdy tylko w czymkolwiek odstaje (chociaż to zdrowy, normalny chłopak, a nikt nie może być we wszystkim najlepszy), to znaczy, że ma problem z (niesłusznymi) kompleksami, a klub sztuki walki jest miejscem gdzie PRZEDE WSZYSTKIM (ważniejsze niż medale) hartuje się swój charakter! Tak więc robota polega na tym, że w trudzie nie tylko trenujemy, ale także zmieniamy się na lepsze (zaczynając ode mnie – trenera, naprawdę wiele tu się już, prowadząc zajęcia, nauczyłem i uczę się nadal).
Nie twierdzę, że akurat Centuria jest „świętym i jedynym” takim miejscem, ale chodzi o sam fakt WYBRANIA WYGODNEJ UCIECZKI, kiedy dopiero po np. roku (!) ukazała się nam najważniejsza robota, którą mamy wspólnie do wykonania, by dzieciak stał się wojownikiem (życiowym wojownikiem, który podejmuje życiowe wyzwania, który odnajdzie się w każdej sytuacji)!
Skoro wytrzymał tu rok z uśmiechem, to znaczy, że to lubi. Jest czas, że mniej, jest czas, że bardziej, ale generalnie lubi. O wielu korzyściach płynących z treningu dziecko jeszcze (!) NIE WIE, ale rodzic (dorosły) powinien być MĄDRZEJSZY. Tak – jestem staroświecki i uważam, że to dziecko ma wzrastać, a nie my zniżać się do sposobu myślenia dziecka. A może chce nagle odejść, bo z kimś konkretnym z klubu się niedawno pokłóciło i chce go uniknąć, wymyślając wymówki? To też zamiatanie problemu pod dywan.
Jeden ma kompleksy z powodów fizycznych, drugi jest nieśmiały, trzeci głupio mądry, czwarty pyszny, a piąty, gdy pojawi się w grupie wywołuje wszelkie intrygi i afery. Trener ma swoje wady, dociera to do mnie, uwierzcie – pracuję nad tym, podopieczni też mają, a w grupie jesteśmy w stanie się nawzajem wyleczyć! NIE UCIEKAJĄC NA PUSTYNIĘ OD CZEGOŚ, CO TAK NAPRAWDĘ LUBIMY I W GŁĘBI SERCA CHCEMY ROBIĆ!
Piszę po prostu szczerze – nie ma wolnych od problemów klubów sportowych, chociażby nie wiem jak PR-owsko się opakowały w różne „profesjonalizmy”. Największym profesjonalizmem jest stwierdzenie, że przede wszystkim jesteśmy zwykłymi ludźmi ze zwyczajnymi wadami, które warto zwalczać zamiast stale przed tym uciekać.
„Mama nie będzie go zmuszać” – choruję na to. Bardzo szanuję i dziękuję tym rodzicom z klubu, którzy przetrzymali kryzysy dzieci, a te dziś ponownie cieszą się treningiem. Wierzę w to, że podziękują Wam za to.
Kiedy dziecko faktycznie się nie nadaje? Kiedy nawet nie pomyśli, by przyjść na takie zajęcia (jego zainteresowania widocznie idą w całkowicie innym kierunku, ale to tata wymarzył sobie, że syn będzie Van Damme), kiedy jest najpierw otwarty/obojętny, lecz rezygnuje od razu mimo, że trening był przeprowadzony poprawnie, twierdząc, że nie chce tego robić. Powodów może być wiele. Na pewno nie wtedy, gdy przegra, pokłóci się, albo w klubie jest ktoś lepszy… Wtedy potrzebuje trenera i przede wszystkim rodzica, który podciągnie pod górę – nie ściągnie w dół. Klub sportowy to nie „kinder park” – czeka nas też ta mniej przyjemna praca.