24.03.2018 Młodzi Torunianie na Balkan Open (Bośnia i Hercegowina) + wycieczka po Europie ! Medale !

Najważniejsza jest przygoda i… zdobywanie doświadczenia w startach. Wychodząc z takiego założenia zdecydowaliśmy się na daleką wycieczkę na turniej Balkan Open w Bośni i Hercegowinie. Daleko? Nie dla Centurii Toruń! Nasza szóstka… jeszcze wydłużyła sobie trasę, by chociaż symbolicznie zaliczyć kilka innych krajów i zobaczyć parę miejsc. 22 marca. Polska. Wyruszyliśmy w czwartkowy poranek o 8:00. Podróż przez nasz kraj musieliśmy znacznie wydłużyć, by załatwić „po drodze” pewną sprawę. Czechy. Jeśli myślicie, że najgorsza była droga przez Polskę to chyba nie jeździliście po Czechach. Na szczęście dość szybko znaleźliśmy się na słowackiej ziemi. Po przejechaniu 950 km zameldowaliśmy się w hotelu w Nitrze i po chwilowej relaksacji położyliśmy się spać, by rano ruszyć dalej.

ChilliToruń o naszym wyjeździe!

23 marca. Węgry. Przez Węgry jechaliśmy dość długo, ale jedynym co widzieliśmy były ulice…

Bośnia i Hercegowina. Do BiH wjechaliśmy w piątek około 15:00. Co ciekawe – nie byliśmy z początku pewni, czy… przekroczyliśmy tę granicę co trzeba, bowiem naszym oczom ukazała się wielka flaga… Serbii i tablica „Republika serbska”! Szybki telefon do przyjaciela i okazało się, że to jest po prostu część bałkańskiego bałaganu, a więc serbska część Bośni. Zanim przejechaliśmy przez dwa przejścia graniczne musieliśmy nieco postresować się w rozmowie z przedstawicielem granicznego „betonu”, któremu oczywiście nie wszystko pasowało. Na szczęście „władca granic” puścił nas dalej i wjechaliśmy do kraju docelowego. W samej BiH ludzie są bardzo sympatyczni i pomocni.

Od razu udaliśmy się na halę zawodów, wspinając się autem po górskich serpentynach. Śnieg po kolana, nie tego spodziewaliśmy się pod koniec marca na Bałkanach. Na hali super przyjął nas organizator, po szybkiej wadze i otrzymaniu identyfikatorów wskazany przez niego kierowca zawiózł nas do hotelu pod miastem! Tu mieliśmy sporo czasu na ogarnięcie się, pyszną kolację i odpoczynek przed zawodami.

24 marca – Balkan Open 2018! Na starej hali z kibelkami typu „jedziesz na Stocha” meldujemy się tuż po 8:00. Jest to ważna informacja w kontekście tego, że wyszliśmy z niej… o północy. Jak więc widać „trochę” się wszystko przedłużyło, no ale o 11:00 dopiero ruszyło oficjalne otwarcie, a walki na dobre wystartowały godzinę później! Od 12:00 sędziowie nie mieli praktycznie żadnej przerwy, ale i tak nie wystarczyło to na ogarnięcie takiej liczby walk oraz zawodników. Myśleliśmy naiwnie, że o 15:00 będzie po wszystkim i pojedziemy na nocleg do dość dalekiego (ok. 4 godziny) Mostaru, ale jak się domyślacie, musieliśmy zostać jeszcze jedną noc w – na szczęście sympatycznym – hotelu pod miasteczkiem zawodów. Nie ma problemu – trzeba być przyzwyczajonym do „nagłych wypadków”, nerwy zamienialiśmy na żarty oraz na kolejne plusy dla i tak sporej specyfiki wyjazdu.

W Balkan Open wzięli udział kickboxerzy z kilkunastu krajów! Walczono w najróżniejszych formułach, od pointa po K-1 na ringach. Jechaliśmy przez taki szmat drogi więc wystawiliśmy dzieci w kilku drabinkach walk – w swojej kategorii wagowej oraz w wyższej. Zdało to egzamin, bo trójka naszych dzieci przywiozła do Torunia aż sześć medali! Najpierw walczyła najmłodsza – Zuzanna Błażejewska, która wywalczyła dwa brązowe krążki w formule semi contakt (inaczej pointfighting). Kosztowało to naszą ośmiolatkę dużo nerwów i łzy, ale gdy te opadły pozostała tylko radość. Drugi walczył Oskar Sajnóg, który raz stanął na podium z brązowym medalem. Poziom był z pewnością wyższy niż na ostatniej drabince kadeta do stopnia 8 kup ITF w Polsce. Ostatnia została Martyna Woźniak, wystawiona w aż trzech drabinkach. Najpierw starsza kadetka wywalczyła złoty medal w kategorii light contakt! Była pora obiadowa, a na kolejną walkę musieliśmy czekać do… 22:46. Z hali wyjechaliśmy około północy z dwoma dodatkowymi medalami Martyny za trzecie miejsca w semi contakcie. Gdy czekaliśmy z Martyną na jej drabinki, mniejsze dzieci zwiedzały urocze miasteczko Tesanj z Dorotą, a więc nie odczuły w żaden sposób opóźnienia organizatorów. Po tej dawce wrażeń zasnęliśmy „na dotknięcie poduszki”, wcześniej kontaktując się z naszymi zawodniczkami, które wzięły udział w konsultacji sparingowej w Bydgoszczy.

25 marca, już bez ciśnienia związanego z walkami, ruszyliśmy do Medjugorje – każdy zwiedzał tam to, co było dla niego ważne. Jedni mieli liczne stragany, ładne widoki, drudzy jedno z kontrowersyjnych miejsc jeśli chodzi o wiarę. Zresztą cała Bośnia jest specyficzna, chrześcijańskie świątynie i meczety przeplatają się ze sobą, a mieszkańcy mimo to żyją w (z tego co wiemy) pokoju – zresztą w okolicach Medjugorje muzułmanów widzieliśmy sporo, a mimo to pielgrzymi mają spokój. Pogoda dopisała, spacerowaliśmy i relaksowaliśmy się w mocno grzejącym słoneczku.

Po słynnej bośniackiej wiosce (no w sumie już nie takiej wiosce…) ruszyliśmy nad morze do pobliskiej Chorwacji. Tam mieliśmy wynajęty apartament z widokiem na morze (z drugiej strony góry… gdzie oni jeżdżą na wakacje, a raczej po co jeżdżą…?). Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy nad wodę, gdzie zjedliśmy nieco egzotyczną kolację. Spacery po porcie, po ryneczku i znowu popadaliśmy jak muchy. Zmęczenie ciągłą drogą dawało się coraz ostrzej we znaki.

6 marca wyruszyliśmy z ładnej chorwackiej miejscowości w kierunku Wiednia. Monotonna podróż trwała 8 godzin, najszybciej mijała jeszcze w Chorwacji, gdy za oknem pojawiały się zapierające dech w piersiach krajobrazy. Przez Słowenię wjechaliśmy do Austrii i do Wiednia, w którym mieliśmy ostatni nocleg przed powrotem do domu. Drugiego dnia rano poszliśmy na piękną wiedeńską starówkę, zaliczając największe, słynne na całym świecie katedry.

27 marca, ponownie przez Czechy, dotarliśmy do Polski. Najważniejsze? 6 medali trójki dzieciaków, odbyte walki, zaliczenie najdalszych i najdłuższych zawodów w dotychczasowej historii Centurii. Łącznie zrobiliśmy 3581 km przez 6 krajów (+ Polska) i spędziliśmy ze sobą niemal sześć dni w tym prawie każdy w innym miejscu.

Kiedy pobijemy ten rekord?